"Maczeta" czyli prawdziwa miałkość popkultury i polityki

Któż z nas czasami nie marzy o tym, aby się relaksować przy filmie który wymaga minimalnego wysiłku intelektualnego? Dość tych napuszonych dialogów, powagi i roztrząsania problemów o których tak naprawdę nie mamy pojęcia. Czy kino nie jest po to aby dawać rozrywkę? Kupując bilet, czy płytę chcemy tak naprawdę rozrywki a nie kolejnego bólu głowy. Wielu z nas może się do tego nie przyznawać, ale lubimy gdy na ekranie rzuca się mięsem, dosłownie i w przenośni oraz hołduje się najniższym, prymitywnym instynktom. Cienkie jak papier toaletowy postacie oraz drewniane dialogi mogą dać najwięcej radochy. Jest wielu, którzy czerpią radość z oglądania tego typu produkcji klasy b, c i nawet z, czyli filmów tak złych że nawet dobrych. Jednak od czasu pojawienia się Tarantino oraz później Rodrigueza mamy do czynienia z innym zjawiskiem. Polega ono na wykorzystywaniu kina klasy b do własnych celów. Bierze się papierowe postacie oraz cienkie historie po to aby ulepić z nich coś nowego. I w ten sposób, pod płaszczykiem tandetnej historyjki można dostrzec coś więcej. Można wtedy odkryć, że kryją w sobie emocje oraz głębię. Historia "Maczety" miała dość nie typowy przebieg. Zaczęło się od fałszywego zwiastunu jaki pojawił się przy okazji projektu "Grindhouse" autorstwa Tarantino/Rodriguez. Zwiastun spodobał się na tyle, że Rodriguez postanowił nakręcić na jego podstawie film. I tak oto powstała "Maczeta".

Film opowiada o meksykańskim agencie federalnym o pseudonimie Maczeta (Danny Trejo) który chyba jako jedyny nie jest skorumpowany. Ta niezłomna postawa doprowadza do śmierci jego rodziny z rąk handlarza narkotyków Torreza (Steven Seagal). Trzy lata później Maczeta znajduje się w Stanach Zjednoczonych jako jeden z wielu nielegalnych imigrantów. Pomaga im organizacja dowodzona przez Luz (Michelle Rodriguez). Maczeta zostaje wynajęty przez Michaela Bootha (Jeff Fahey) aby zabił senatora Johna McLaughlina (Robert De Niro). Senator jest zaciekłym zwolennikiem drastycznego zaostrzenia prawa imigracyjnego. Jednak Maczeta zostaje oszukany i postanawia się zemścić.

Trzeba przyznać, że Rodriguez nie bał się poruszyć tematów społeczno-politycznych. W bardzo karykaturalnej wersji ukazał jak najbardziej realny problem nielegalnej imigracji. Senator John McLaughlin jest wręcz fanatycznym wrogiem nielegalnych imigrantów. Traktuje ich jak pasożyty które trzeba wytępić, i to dosłownie. Maczeta który był agentem federalnym w Meksyku, po drugiej stronie granicy zajmuje się pracą fizyczną , bo innej nie dostanie. Nielegalnych imigrantów jest tak dużo, że są  w każdym sektorze gospodarki. I tutaj dochodzimy do sedna problemu. Okazuje się bowiem, że są oni potrzebni. Bez nich nie miałby kto wyrzucić śmieci, zająć się ogródkiem czy naprawić dachu. Retoryka senatora Johna McLaughlina przypomina retorykę rasistowską. Warto zwrócić uwagę na jego interesujące spoty wyborcze. Ale tak naprawdę jest on marionetką, zaś jego program zaostrzenia prawa imigracyjnego służy ludziom którzy mogą na tym zyskać.

"Maczeta" jest po prostu esencją oraz hołdem dla kina klasy b z dawnych lat. Poczynając od charakterystycznych zdjęć, po postacie i dialogi. Krew, falki, przemoc oraz seks są tutaj na porządku dziennym. Danny Trejo chyba został stworzony do zagrania tej roli i sprawdza się znakomicie. Świetna muzyka idealnie podkreśla klimat. Tandetne dialogi wypadają w tym filmie wprost rewelacyjne. Film ten także stał się okazją do pewnego rodzaju odkurzenia aktorów którzy dawniej święcili tryumfy w kinie akcji. Mowa tutaj o Stevenie Seagalu czy Donie Johnsonie. Może są już nadwątleni zębem czasu, jednak dalej pasują do grania ról twardzieli. Jednak wśród ciągłej walki "Maczeta" często puszcza do nas oko, przypominając aby nie brać tego wszystkiego na poważnie. Przykładem może być rola Lindsay Lohan która po prostu zagrała siebie, drwiąc ze swojego wizerunku oraz problemów. I właśnie taka jest cała "Maczeta". Karykaturą oraz drwiną ukazującą częstą miałkość kina oraz popkultury a także obłudę i zakłamanie polityki. I chyba dlatego oglądanie tego filmu daje tyle radochy. Bo właśnie radocha z oglądania jest tutaj najważniejsza. Trzeba jedynie przywyknąć do specyficznego poczucia humoru twórców.



Plakat: http://www.movieposterdb.com/

No Response to ""Maczeta" czyli prawdziwa miałkość popkultury i polityki"

Prześlij komentarz